Co ucho słyszało, a oko widziało....

Kolejna odsłona dziwnych rodaków rozmów...

Miejsce Akcji: ścieżka rowerowa nad zalewem w Kielcach
Występują: Ja, sąsiadka, pani na rowerze...

 Akcja:
Wracamy z sąsiadką znad zalewu. Jedyną drogą wyjścia dla osób z wózkami to ścieżka rowerowa przy której z resztą widnieje taki oto znak:




Idziemy rozmawiamy i nagle naszą rozmowę przerywa tekst pani jadącej za nami, która próbowała nas wyminąć wjeżdżając pod górkę skrótem, ale się jej nie udało i musiała zejść z roweru i podprowadzić. A tekst ów z pretensją brzmiał tak:
Pani na rowerze: "To jest ścieżka rowerowa, a nie wózkowa"
Ja: "Przepraszam, ale nie widzę tutaj wjazdu dla wózków. Teleportu żadnego też nie ma, a jakoś wyjechać stąd musimy.

Koniec...

Raczej nie mam w zwyczaju chamsko odpowiadać i rozumiem, że ta pani chciała nas wyminąć. Nie mniej jednak po pierwsze wystarczyło powiedzieć przepraszam, a któraś z nas zjechałaby wózkiem. Po drugie gdyby owa pani miała dzwonek i zadzwoniła, to też któraś z nas ustąpiłaby miejsca. A tak? Ja rozumiem, że matka musi być multidyscyplinarna, ale oczu na plecach to ja jeszcze nie mam. 6 zmysłu, by wiedzieć,k że ktoś za mną na rowerze jedzie też nie....

Ale dziś w ogóle jest dzień ciężkiego kalibru jeśli chodzi o spotykanych ludzi...
Na szczęście były także i miłe spotkania i pomocne dłonie:)

A na deser to, co oko widziało w ubiegłym tygodniu.
Część dziewczyn ma swoje zdjęciowe przeglądy, a moja komórka ma ograniczoną pojemność. Pomyślałam więc sobie, że zamiast potem te zdjęcia usuwać, będę je zamieszczała w każdy poniedziałek tutaj:) Tak ku pamięci;)





Dobra chrupa;)

Bo po co mam mieć dwa buty?

;)

Do niedawna to drzewo dawało jeszcze cień....

Widok na zalew i wózek sąsiadki;)

Się rozwalę, a co?

Na koniec cyckowa sesja;D